Kazik Na Żywo : Las Maquinas de la Muerte

Hard-Rock / Poland
(1999 - SP Records)
Saber más

Las palabras


1. UNTITLED "GADKA WOJCIECHA"

(No lyrics available)


2. LEGENDA LUDOWA

Raz, dwa, trzy, cztery!

Odpływa już ostatni statek stąd
Nikt się potem nie zabierze, będzie lament i łamanie rąk
Tak dzisiaj tu została zabita demokracja
Jacyś ludzie wyrzucili ją do ubikacji
Ta kraina to ruina, pies obdarte flaki żre
Wiecznie zły menelich pragnie bić po twarzy mnie
Bo nie jestem z tych stron, a to bardzo źle rokuje
Jego wizji świata i ja zaraz to poczuję

To nie moje są słowa
A to legenda ludowa

A to nie moje są słowa
A to legenda ludowa

Odlatuje już ostatni samolot z tych stron
Każdy kto chce się zabrać ma zostawić swój dom
Tak dzisiaj tu została zabita wolność słowa
Duch jej ze strachu pod komodę się schował
Mimo to za granicami nadal reklama sławna
Przyjedź do nas – Twój samochód jest już tutaj od dawna
Radykalna bandyterka rada sytuacją prawną
To ich tylko dobra wola, że ciebie nie napadną

To nie moje są słowa
To legenda ludowa

A to nie moje są słowa
To legenda ludowa

Odchodzi już ostatni mędrzec stąd
Powietrze tu nieświeże i niezdrowy swąd
Tak dzisiaj tu została zabita republika
W pałacu soldateska sra na złotych nocnikach
Odchodzi już ostatni sprawiedliwy stąd
Nikt o tym nie wie nic bo i wiedzieć to skąd
Zarosną te place i domy bardzo łatwo
Jest tak przyjęte, że ostatni gasi światło

To nie moje są słowa
To legenda ludowa

To nie moje są słowa
To legenda ludowa

To nie moje są słowa
To legenda ludowa

To nie moje są słowa
To legenda ludowa

A to nie moje są słowa
To jest legenda ludowa

A to nie moje są słowa
To legenda ludowa...


3. LAS MAQUINAS DE LA MUERTE

Las Maquinas de la Muerte – oto idzie on
Monstrum opanowuje tron, zabiera mój dom
Koniec stulecia pełnego śmiecia
Tego stulecia ja bym wam nie polecał

A każda jednaka myśl marna
Każdy polityk to świnia czarna,
Kolonia karna, osobowość autorytarna,
Erich Fromm „Ucieczka od wolności”, won!
A psychoanaliza to do ciebie mnie nie zbliża
Tee, ja się mogę z kim chcę lizać!

Bo artysta syty nie ma nic do powiedzenia
Chce picia i jedzenia, nie chce nic zmieniać
Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny
Sądy kategoryczne niezwykle są dogodne, dorodne
I poniekąd modne nawet w muzeum
Najwyższy czas stanąć oko w oko z monstrum!

Z głowy korona
Wojna skończona
Przeciwnik skonał
Wojna skończona
Z głowy korona
Wojna skończona
Przeciwnik skonał
Wojna skończona

Nie mogę już słuchać twoich tych ciągłych dąsów
Znajdź mi chłopca byleby nie miał wąsów
To są słowa twoje, a to nie są słowa moje
Jak długo ty tu stoisz tak długo ja stoję
I patrzę na ciebie sobie, zaczyna mi się spieszyć
Daj mi się w końcu jakoś pocieszyć
Na tyle na ile da się jeszcze to wytrzymać
Nie udawaj kobieto, że umiesz czas zatrzymać

Z głowy korona
Wojna skończona
List od Zenona
Wojna skończona
Z głowy korona
Wojna skończona
Wojna skończona
Wojna skończona

Las Maquinas de la Muerte – czy chcesz czy nie
Gdy jeden je więcej – wtedy drugi je mniej
Coraz bardziej opętani versus coraz bardziej biedni
Z każdym dniem lepiej oddzieleni od drugich
Jedni bunt goni bunt i coraz gdzieś się staje
Rebelia, psze państwa, się najlepiej sprzedaje
Czy nie ma logiki w tym co mówię do publiki?
Metoda różni dyktatury od republiki
Bo na całym świecie koledzy źle się dzieje
„Rzeźnia numer 1, haha, człowieka dzieje
Ale każdy rację przyzna to, że syty artysta
Nie może tego dostrzec ale nie chce się przyznać
Bo tylko wiarygodny jest artysta głodny
Sądy kategoryczne niezwykle są dogodne, dorodne
I poniekąd modne gdy mówisz do tłumu
Najwyższa pora stanąć po stronie rozumu!

Z głowy korona
Wojna skończona
Przeciwnik skonał
Wojna skończona
Z głowy korona
Wojna skończona
Verte, Verte
Las Maquinas de la Muerte

Łysy nie ma już ospy...


4. ANDRZEJ GOŁOTA

Niepokonany w dwudziestu ośmiu walkach
A pokonany w trzech jedynie walkach
Niepokonany w dwudziestu ośmiu walkach
A pokonany w trzech ostatnich walkach
Niepokonany w dwudziestu ośmiu walkach
A pokonany w trzech jedynie walkach
Niepokonany w dwudziestu ośmiu walkach
Uwolniony z miasta Włocławka

Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota

Myślę sobie czerwcowego poranka
Gdyby tu było przedszkole w przyszłości
Niepokonany w trzydziestu dziewięciu walkach
Greenpoint i Milwaukee chleją z radości
Niepokonany w czterdziestu ośmiu walkach
A pokonany w trzech jedynie walkach
Niepokonany w stu osiemnastu walkach
Kolejny oponent na kolankach

Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota

Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota

Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota
Andrzej Gołota, Gołota, Gołota, Gołota

Evander Holyfield, Mike Tyson,
Michael Moorer, Tim Witherspoon,
Ray Mercer, Lennox Lewis,
David Tua, Everton Davis,
Vaughn Bean, Zeljko Mavrovic,
Paweł Walczak, Anton Josipovic,
Herbie Hide, Frans Botha,
Ryszard Czarnecki, Andrzej Gołota!


5. PELE MIAŁ BLAHOLA

(No lyrics avilable)


6. W POŁUDNIE

Słońce ziemią kołysze
Chmury z nieba wytarło
Zasię słychać jak w ciszy
Z kłosów sypie się ziarno
Babom łydki bieleją
W podkasanych spódnicach
Ziemia pęka nadzieją
Rodzi się południca

Ptaki w jej warkoczach drzemią
Gdy spękana słońcem ziemia
Jak ta wola co od Boga
Chodzi gdzieś po swoich drogach

Nikt nie dowie się o tym
Dokąd idzie, skąd przyszła
Czyje ciężkie żywoty
Dźwiga na koromysłach
Idzie dalej wciąż dalej
Gdzieś na chwilę przystanie
Baba świecę tam pali
Chłopskie tam umieranie

Ptaki w jej warkoczach drzemią
Gdy spękana słońcem ziemia
Jak ta wola co od Boga
Chodzi gdzieś po swoich drogach

Przyjdzie do mnie gdy lato
Za lat ile – sam nie wiem
Przyjdzie stanie przed chatą
Powie: „Czas już na Ciebie”
Dzieci ziemią obdzielę
Zrobię jeszcze póki co
I w pachnącą niedzielę
Pójdę za południcą
Pójdę za południcą
Odejdę z południcą...


7. JEŚLI KOCHASZ WIĘCEJ TO BOISZ SIĘ MNIEJ

Czy dlatego, że boję ciebie więcej się
Nie mówię tego tobie co powiedzieć bym ci chciał
Czy skoro ja duszę się w bezsilnej złości
To nie ma wcale we mnie do ciebie miłości?

Bo ponoć jeśli nie ma miłości w sercu moim
Jeśli nie umiem, nie chce kochać, wtedy się boję
Strach niejedno ma imię
Ale róbmy tak abyś był, była przy mnie

Ile czasu ja będę jeszcze miał potrzebować
By zarobić to wszystko, wygrać i pokupować
Rozpędzony nie widzę niczego pod nogami
Goniąc tratuję wszystko swemi kopytami

A jeśli ona jest – to dostoisz
I jeszcze raz proszę – posłuchać mnie chciej!
Im więcej nienawidzisz tym bardziej się boisz
Jeśli kochasz więcej to boisz się mniej

Słuchaj – zwolnij, inaczej niczego nie zobaczysz
Co ta chwila o ósmej siedem rano może znaczyć?
Czym ty smakujesz te sekundy?
Goniąc na łeb na szyję widzieć jest trudniej

Bo ponoć jeśli nie ma miłości w sercu moim
Jeśli nie umiem, nie chcę kochać, wtedy się boję
Strach niejedno ma imię
A więc róbmy tak abyś był, była przy mnie

A jeśli ona jest – to dostoisz
I jeszcze raz proszę – posłuchać mnie chciej!
Im więcej nienawidzisz tym bardziej się boisz
Jeśli kochasz więcej to boisz się mniej

A jeśli ona jest – to dostoisz
I jeszcze raz proszę – posłuchać mnie chciej!
Im więcej nienawidzisz tym bardziej się boisz
Jeśli kochasz więcej to boisz się mniej

A jeśli ona jest – to dostoisz
I jeszcze raz proszę – posłuchać mnie chciej!
Im więcej nienawidzisz tym bardziej się boisz
Jeśli kochasz więcej to boisz się mniej


8. NO SPEAKING INGLESE

Escusi signore „No speaking inglese”
A gdzie kupiłeś sobie takie luks wąsy?
Czy może na stadionie bez praw autorskich?
I gdzie kupiłeś sobie taką super głowę?
Nakrycie na głowę nie musi być typowe
Pytasz się mnie gdy spokojnie sobie leżę
„Sorry mensch – no speaking inglese”
No daj mi Derdziuk wódki, no co ci to stanowi?
„Ja nie mogę, muszę zawieźć tatowi”

„Sorry panie, no speaking Inglese”
187, tak w to nie uwierzę
Minister onanista z kamienną twarzą
Nie mówi dokąd jedzie, paparazzi za nim łażą
A moda naszych czasów to element barbarzyństwa
Niech nasza plaża będzie kultura łacińska
Najbardziej mnie teraz wkurwia u młodzieży
To, że już więcej do niej nie należę

Teraz się wymaga mówić „sprawny inaczej”
„Kochający inaczej” więc i mądry inaczej
Szkodzić można z głupoty i ze złośliwości
Widzę też jednak inne możliwości
Politycznie poprawne, no i co z tego?
Nie będę ja panikował dlatego
Bo widzę, że choć zamieniliście się miejscami
Wszyscy jesteście dokładnie tacy sami
Co za chwila?
Nie! Nie!
Wbrew swej woli utrzymuję kolejnego debila!
Siłą możesz mi zabrać wiele
Ale siłą nie możesz mi niczego dać
Możesz zapodawać codziennie w kościele
A miłości na centymetr nie umiesz dać
Siłą możesz mi zabrać wiele
Ale siłą nie możesz mi niczego dać
Siłą możesz mi zabrać wiele
Ale siłą nie możesz mi niczego dać

Ha, teraz się wymaga mówić „mądry inaczej”
Tak słowo, to co naprawdę znaczy
Złe fluidy są głupie albo złośliwe
Ale inne tłumaczenia też widzę
Wobec tego co z tego? Co z tego?
Nie będę panikował były kolego
Choć zamieniliście się miejscami
Znowu jesteście dokładnie tacy sami
Co za chwila?
Tak! Tak!
Wbrew swej woli mam utrzymać kolejnego debila
Siłą możesz mi zabrać wiele
Ale siłą nie możesz mi niczego dać
Zawsze będę po przeciwnej stronie
Po drugiej stronie niż ty chcesz stać
Mocny cios Lou Savarese
„Sorry hombre, no speaking inglese”
Gdzie kupiłeś sobie taką git łysinę?
Z taką łysiną nie zginiesz!

Nie mogę nic zrobić, muszę zawieźć wódkę tatowi
Nie mogę nic zrobić, muszę zawieźć wódkę tatowi
Nie mogę nic zrobić, muszę zawieźć wódkę tatowi
Nie mogę nic zrobić, muszę zawieźć wódkę tatowi
Nie mogę nic zrobić, muszę zawieźć wódkę tatowi
Nie mogę nic zrobić, muszę zawieźć herę tatowi...


9. KOŃSKIE ŚCIĘGNA

(No lyrics avilable)


10. PIERDOLĘ PERA

Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera

Zabrałeś, nie pytałeś, jak nazwać co zrobiłeś
Czuję się pokrzywdzony tym, co mi uczyniłeś
To źle mi robi. Chorwacja : Niemcy trzy do zera
Duga Uvala krzyczy:
„Pierdolę Pera!”

Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera

Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera

Gdybyś się zapytał to, i tak bym się nie zgodził
Moja bajka zupełnie innymi drogami chodzi
Nie pytany nie mówię, to jest jazda szczera
Krzyczę wraz z innymi: „Pierdolę Pera!”

Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera

Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera

Gdy jechałem do dziewczyny, to staliście na drodze
Ja jestem pamiętliwy i pamiętam to srodze
Noventa baitem gros,
Noventa nuova era,
Noventa baitem grasa, pierdolę Pera

Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera

Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera
Pierdolę Pera

Zostań, zostań, na zawsze taka pozostań
Zostań, zostań
Zostań, zostań, na zawsze taka pozostań
Zostań, zostań


11. POZORY CZĘSTO MYLĄ

Siedzę sobie wygodnie na ławce w parku
Wszystko ułożone jak w zegarku
Obok leży gazeta, obok niej picie
Żyć, nie umierać! Co za życie!
Spragniony, do picia nieledwie się zbliżam
Wiedziony reklamą z udziałem Kukiza
Prężę się w słońcu, wypijam łyka
Oddalenie i Ameryka

Czy ty wiesz, że pozory często mylą?
Tak wiem, tak wiem!
Ludzie przed byle gównem czoła chylą
Tak wiem, tak wiem!

Czy ty wiesz, że pozory często mylą?
Tak wiem, tak wiem!
Ludzie przed byle gównem czoła chylą
Tak wiem, tak wiem!
Jadę do wojska pociągiem osobowym
Jakiś czas spędzę w miejscu nowym
Pociąg tory łyka, czas się nie dłuży
Szybko zbliża się kres podróży
Patrzę w okno. Znowu wypijam łyka
To już nie jest oddalenie, to już nie jest Ameryka
Jadę do wojska pociągiem osobowym
I tak lepiej, że nie muszę towarowym

Czy ty wiesz, że pozory często mylą?
Tak wiem, tak wiem!
Ludzie przed byle gównem czoła chylą
Tak wiem, tak wiem!

Czy ty wiesz, że pozory często mylą?
Tak wiem, tak wiem!
Ludzie przed byle gównem czoła chylą
Tak wiem, tak wiem!

Jadę do szpitala karetką pogotowia
Przeguby porżnięte chcę schować
Człowiek bez wiary zamienia się w roślinę
Roślina bezbronna ginie
Lekarz patrzy na mnie, trzyma torbę z lekami
Oddala się gdzieś za chmurami
I czy ja jestem tu, czy między gwiazdami
My zupełnej pewności nie mamy

A czy ty wiesz, że pozory często mylą?
Tak wiem, tak wiem!
Ludzie przed byle gównem czoła chylą
Tak wiem, tak wiem!

Czy ty wiesz, że pozory często mylą?
Tak wiem, tak wiem!
Ludzie przed byle gównem czoła chylą
Tak wiem, tak wiem!

Tak wiem, tak wiem!
Tak wiem, tak wiem!
Tak wiem, tak wiem!
Tak wiem, tak wiem!
Tak wiem, tak wiem!
Tak wiem, tak wiem!


12. MÓJ DOM TO MOJA TWIERDZA

Dom mój nie tam gdzie kładę swój kapelusz
Korzenie zapuszczone mam głęboko
Dobrze mi tam gdzie rozumiem co do mnie mówią
Nie wąsko rozumiane, ale szeroko
W tym jednym miejscu całe życie moje mija
A takich drzew się, nie przesadza
Nie chciej odebrać mi tej całej duszy mojej
Nie sięga tam już twoja władza

To właśnie czuję wyraźnie
To właśnie czuję tak
Co rano widzę to jaśniej
To miejsce to mój znak

Mój dom to moja twierdza
Mój dom to moja twierdza
Mój dom to moja twierdza
Mój dom to moja twierdza

Chleb mój jest z pieca mojego własnego
A moja woda ze stawu mojego
Najlepiej jest mi tam gdzie zadaje swojsko
Inaczej latem, a inaczej wiosną
Im jestem dalej tym się, czuję bardziej obco
Jestem zwierzęciem arcyarcydomowym
Boję się, tylko świata, który coraz bardziej grozi
Ale moje fobie nie są niczym nowym

To właśnie czuję wyraźnie
To właśnie czuję tak
Co rano widzę to jaśniej
To miejsce to mój znak

Mój dom to moja twierdza
Mój dom to moja twierdza
Mój dom to moja twierdza
W twierdzy tej jem i pierdzę

Moje obawy nie są niczym nowym
To moja część, której nie lubię lubić
Nie wiedzie mnie na pokuszenie błysk z oddali
Ja już się chyba nie potrafię zmienić
Dom mój nie tam gdzie kładę swój kapelusz
Korzenie zapuszczone mam głęboko
Za każdym razem coraz głośniej to potwierdzam
Mój dom to moja twierdza!

To właśnie czuję wyraźnie
To właśnie czuję tak
Co rano widzę to jaśniej
To miejsce to mój znak


13. BRASIL

O kraju ten, gdzie czerwień ziem
Pokaże ci wolności cień
O kraju ten, gdzie ranek dnia
Ukaże ci prawdziwą twarz

Brasil, Brasil
Brasil, Brasil
Brasil, Brasil
Brasil, Brasil

Brasil, Brasil
Brasil, Brasil
Brasil, Brasil
Brasil, Brasil...


14. LOS SOCIETAS DE LOS POETAS VIOLENTAS

Bank zajął mój dom, nie ma tutaj nic mojego
W pewnym momencie pękło, coś się stało takiego
Że skreślone z życiorysu ostatnie cztery lata
Kto ma pecha ten ma pecha, dwa razy jak dla brata

Tu osiedla tego miasta, które nie ma wyrazu
Całe życie tu spędziłem, wiem na co dzień co się zdarza
Rozwleczono mi po głowie wszystkie plany jakie miałem
Że utracę to wszystko wczoraj się dowiedziałem

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Na osiedlach blokowych trzeba wiedzieć co się chce
Nie gadać za wiele, zwłaszcza jeśli coś się wie
Telewizja, jako jedyna tu rozrywka
Wolny czas poza programem, że aż głupio się przyznać
Marne widoki na przyszłość synu szyjesz
Jak tutaj z zasiłku przeżyjesz?
Stoją kręgi! A każdy w jego obrębie
Ma konkretnych przyjaciół, wrogowie czają się wszędzie
Granice wyznaczone cienką, niewidzialną linią
Tam cię skatują, tutaj bliżej cię przyjmą
Z otwartymi ramionami. Tutaj nie obowiązuje
Co jest oficjalne, tu się niepisane honoruje
Kto na czele, kto w środku, kto koniec obstawia
To wiedzą niemal wszyscy, ale każdy się obawia
Niewidzialne uniformy jednoczą tych co blisko
Cel jest wyznaczony. To jest nasze stanowisko
Niech karmą będzie kara, tego od nas się wymaga
Niech ujrzą jeden z drugim co to znaczy odwaga

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy

Jadą wozami na ulicy ludzie wkoło
Kto jest w środku, kto na zewnątrz, a kto nie wstał od stołu
Bo się boi. A bać się tutaj można wielu rzeczy
Żaden z nich, mimo wszystko to temu nie zaprzeczy
Rozglądam się co tam, nie mam planu konkretnego
Znowu wiozą na sygnale kolejnego pobitego
A tam zebrał się tłum ożywiony dyskutuje
Ktoś dostał czego szukał, może to coś poskutkuje
I znów pusto, tylko zimny wiatr mocno wieje
Gazety fruwają niczym spodki na niebie
Z tytułami krzyczącymi na ławce z lewej strony
Człowiek stanie kiedy wszystkie grzechy są już odpuszczone
Teraz miejsce gdzie osiedle siada napić się piwa
Ale dostać można wszystko czego nie można używać
Powoli się ściemnia, opieram się o ścianę
Ruszam jak pijany wsparty ścianą odrapaną

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy

Oleandry! Młodzi grają w koszykówkę
Potem pójdą pod blok i jeszcze krokiem ufnym
Najzdolniejsi za parę lat do wozów się przeniosą
Zostawiając w tyle tych co tempa nie zniosą
Niedaleko są miejsca gdzie są płoty pod prądem
Uzbrojona ochrona uważa na porządek
Tam żaden z tych stron nie myśli się zapuszczać
Wszystko dobrze podzielone ma właśnie taką postać
Kolor skóry ich nie dzieli, dzieli ich kolor duszy
Który także czasem widać gdy się ktoś poruszy
Za plecami jest mur, a przed oczyma takoż mur
Można górą próbować na coś się zdecydować
Kiedy tutaj coś było, kiedy coś się tu zdarzyło
Kiedy słońce tu świeciło, kiedy inaczej było?
Ponoć wiedzą to niektórzy, ale to są ludzie starsi
I z tych względów zainteresowania niewarci
Duży gościu, o wiele większy niż dużo innych
Mijam po prawej dwóch zupełnie nieprzytomnych
Trzeci patrzy to tu, to tam i gdy skończy palić
Spróbuję tamtych dwóch na nogi postawić
Bank zajął mój dom, jestem zmuszony do przenosin
Zostawiam za sobą wszystko co w sercu noszę
Na wiele ja nie mogę sobie teraz pozwolić
Na wiele ja nie mogę sobie teraz pozwolić

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy

Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych

Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy...


15. DJ KILER

(No lyrics available)


16. ŁYSY JEDZIE NACH MOSKAU

Tak, to jest normalne, że nie gadasz z bandytami
Nie zapraszasz ich do domu, nie odwiedzasz ich samych
Kto z kim przestaje, takim się staje
Na zawsze to w każdej jednej głowie zostaje
Myślę, że jest w tym coś żenującego
Odwiedzać gospodarza dzieci mordującego
W imię imperialnych bredni, to pomysł nieprzedni
Tłumaczy to święto, dzień powszedni
Gdy na wsie góralskie bomby spadają
Jedyna ich wina, że tam właśnie mieszkają
Gdy swoją ręką ścisnąć rękę zakrwawioną
Musowo się zabrudzi, tak już to jest zrobione
Nie będzie inaczej – zapytaj na Kaukazie
Co o tej rocznicy tam się sądzi w takim razie
Uśmiechnięte facjaty w imię zwycięstwa
Armia gdzie indziej okazuje męstwo

Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy

Tak, to jest normalne, że się brzydzę przemocą
Zarówno tą małą, pod mym blokiem nocą
Jak i wielką, w imię pseudoszczytnych racji
Cicho, nie psuj nastroju przy kolacji
Ten kraj potężny, jego step wielki
Nie poznasz go rozumem choćbyś myślał wieki
Przy stole wyżsi rangą podczas picia wódki
Rozkaz natarcia dla stłumienia rebelii
Nie pierwszy raz, nie ostatni jak sądzę
Świata tego konstrukcja się na tym zasadza
Produkować broń, to na tym świecie
Jest pierwszy, najlepszy i największy interes
Wielu by straciło, gdyby się uspokoiło
Na wschodzie i zachodzie wszystko by ucichło
Życie tych czy owych? To drobnostka
To wszystko jest przecież wliczone w koszta

Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy

I bardzo to niesmaczne, że i cała ta afera
Kto ma jechać, a kto nie, rozmiary przybiera
Ale sedno sprawy nie w nagrodzie Nobla
W nowych pięciu latach – czyli na poklask
Bo to jest normalne, że nie gadasz z bandytami
Sam nie jedzie, lecz wiernymi ministrami
Czas chce uprzyjemnić, jedyne co złe
Że Łysy też do Moskwy pojechać chce
Sentymenty lat niedawnych – co się działo niedawno
W Soczi to było życie – się piło, się jadło
To se ne vrati, chociaż tymczasem
Pojechać i przypomnieć sobie stare dobre czasy
Chociaż, te co są teraz – nie ma co narzekać
Ma się władzę i pochodne jej, nie trzeba uciekać
Jak Erich Honecker, ten miał szczęście
Ludzie mówią, że to w nieszczęściu szczęście

Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy

Łysy jedzie, Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie, Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie, Łysy jedzie do Moskwy
Łysy jedzie do Moskwy

A Łysy jedzie, Łysy jedzie do Moskwy
Łysy, Łysy jedzie do Moskwy
A Łysy jedzie do Moskwy...


17. MAKABRA

Unos, dos, tres, quattro... quattro... Suzi Quatro, hehe

Chodzą po ludziach przypadki, a jestem przypadkiem rzadkim
Czy ja mówię rzeczy niemożliwe? Dla mnie to rzeczy są prawdziwe
Zegar tyka jednako dla każdego, otwarte bramy wieku średniego
A on szuka młodej dupy co uleczy jego umysł zatruty

To co dzieje się tu – makabra!
On szuka młodej dupy ra-ra-ra
Co odrodzi jego umysł zatruty
To co dzieje się tu – makabra!

On szuka dla siebie drogi nowej i on zaraz o tym opowie
Świat dyszy w wyścigu szczurów, a sztuka przyparta do murów
Nie ma wejścia do tej samej wody, ekstremalne zachowania wchodzą do mody
Obraz przedstawia się dosyć ponury, każdy zaplątany w swoje własne sznury

To co dzieje się tu – makabra!
On szuka młodej dupy ra-ra-ra
Co odrodzi jego umysł zatruty
To co dzieje się tu – makabra!

Rozglądam się jak niektórzy są pokorni i gdy zarazem do niewielu rzeczy zdolni
Jeden cztery współczesnego widza niewiele już zawstydza
Wołam chłopców co palą szlugi, są wierzący rytuał jest długi
Na-na-na-na-na-na-na-na-na-na-na-na-na...ha

To co dzieje się tu – makabra!
On szuka młodej dupy ra-ra-ra
Co uleczy jego umysł zatruty
To co dzieje się tu – makabra!

To co dzieje się tu – makabra!
Przyłączmy się do wojny, ra-ra-ra
To uleczy jego umysł spokojny
To co dzieje się tu – makabra!
Makabra...


18. KOBIETA

(No lyrics available)


19. ICH BIN DOBRY CATTOLICO

No i rozumiesz wszyscy najebani wódą i piwem nie dragami
No i rozumiesz wszyscy najebani za chwilę coś się tutaj stanie
W piwnicy bardzo głośno gra muzyka, nie słychać już ludzkiego krzyku
Doigrasz się za moment Portoryku
Well, ich bin dobry cattolico!

Well, ich bin dobry cattolico, as well now
Naprawdę dobry cattolico!
Well, ich bin dobry cattolico, as well now
Naprawdę dobry cattolico!

No i wyobraź sobie rzecz kolejną zanim skórę z ciebie zdejmą
Dwadzieścia razy pytał sędzia ciebie, czy przyznasz w końcu się, czy nie?
Palą się ognie stosów pod niebiosa i ponoć to jest wola boża
Opowieść pełna bólu jest i krzyku
Well, ich bin dobry cattolico!

Well, ich bin dobry cattolico, as well now
Naprawdę dobry cattolico!
Well, ich bin dobry cattolico, as well now
Naprawdę dobry cattolico!

No i rozumiesz wszyscy rozgrzeszeni znów są gotowi, oczyszczeni
Rozbite stoły i rozbite głowy, inność jest przeca twoim wrogiem
Doigrasz się co trzecią tak minutę, słowo opaczne jest zatrute
Za rozgrzeszenia już nie widać bólu – służymy mieczem tobie królu!

Well, ich bin dobry cattolico, as well now
Naprawdę dobry cattolico!
Well, ich bin dobry cattolico, as well now
Naprawdę dobry cattolico


20. JERZY SKONSTRUOWAŁ SZTUCZNĄ KOBIETĘ

Widziałem, na ulicy całowała się z facetem
Widziałem, na kiblu czytała gazetę
Już wiem w co nie wierzyć, mimo żeś sam widział
Co to za wydział, co to za przydział?
I tłukę pięścią w łeb mój zakuty
Ktoś się nie bał i zajebał mi buty
Widziałem, na ulicy całowała się z facetem
Jerzy skonstruował sztuczną kobietę

Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jak cię zapomnieć
Nie, nie, nie, nie, nie, nie...
Za dużo wszystkiego, nie obejmę tego
Więcej złego jest, czy dobrego?
Widziałem, na ulicy całowała się z facetem
Georgio skonstruował sztuczną kobietę

Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jak cię zapomnieć
Nie, nie, nie, nie, nie, nie...

Kzamm...
Słaaabe?!

Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jedną prawdę znam, jestem już sam
Jedną prawdę znam, nie jestem już sam
Jedną prawdę znam, nie jestem już sam
Jedną prawdę znam, nie jestem już sam
Jedną prawdę znam, nie jestem już sam
Jak cię zapomnieć
Nie, nie, nie, nie, nie...


21. PISANIE LISTÓW

(No lyrics available)


22. T. R. W. A.

Noc w mieście. Zapijamy swoje smutki
Rano poczujesz tego skutki
Na dworze jest ciepło mimo, że to zima
Nikt tu nikogo pod pistoletem nie trzyma
Gdy rękę zapuszczam ukradkiem między nogi twoje
Czuję jak gorąco mi się robi
Ty miałaś mnie zawsze, zawsze i wszędzie
Co to kochanie z nami będzie?
Przecież ja spędzam z tobą czas cały
Patrz, znów się gapią na nas duży i mały!
Ale zaraz coś się zmieni bo idą, jak wieść niesie
Młodzieńcy z paskami na dresie

Koniec tumana, który pół mózgu ma!
Koniec tumana, który zero mózgu ma!
Koniec tumana, który pół mózgu ma!
T.R.W.A.

Z bagażem pewnej teorii i praktyki
Ja wiem gdzie tu można kupić narkotyki
Teraz patrzę ci w oczęta i myśli mam świńskie
Podnieca mnie to o czym chcę myśleć
Rozleję ci Share Troo specjalnie na spodnie
Ty pięknem swoich oczu mnie dotkniesz
I zginie ta chwila bo idą, jak wieść niesie
Młodzieńcy z paskami na dresie

Koniec tumana, który pół mózgu ma!
Koniec tumana, który zero mózgu ma!
Koniec tumana, który pół mózgu ma!
T.R.W.A.

Koniec tumana! Znów zaczyna demolować
Wszystko to na co swe ślepia potrafi nakierować
Dwa słowa podstawowe z ich mord da się wyłowić
Jedno – (...) a drugie (...)
Leje się krew z każdej paszczy rozbitej
Śmierdzi syf na metr z każdej gęby niemytej
Uciekłem przez okno wypychając ciebie przodem
Zrywka stąd, byle dalej twoim samochodem!
Bo w środku jest tam walka o pierwszą nagrodę
Kto kark ma większy, komu kijem pod brodę

Ty pierdol tumana, który T.R.W.A...
Koniec tumana, który T.R.W.A.a...

Koniec tumana, który pół mózgu ma!
Koniec tumana, który zero mózgu ma!
Koniec tumana, który pół mózgu ma!
T.R.W.A.aaa...


23. LAS MACHINAS DE LA MUERTE

(See lyrics on track 3)


24. PRAWDA

Jeden płacze, a drugi się śmieje
Drugi kradnie to, co pierwszy zasieje
Jeden płacze, a drugi się śmieje
Nie każdy w tym samym pokłada nadzieję
Jeden płacze, a drugi się śmieje
Drugi kradnie to, co pierwszy zasieje
Niewola człowieka na tym polega,
Że musi mieć więcej niż mu potrzeba

Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Jeśli nie zechcesz, to nie uwierzysz

Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Jeśli nie zechcesz, to nie uwierzysz

Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Poznać w końcu prawdę

Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Poznać w końcu prawdę

Chcesz mieć mniej, czy chcesz mieć więcej
Tam twój skarb gdzie twoje serce
Chcesz mieć mniej, czy chcesz mieć więcej
Tam twój skarb gdzie twoje serce
Więc nie płacz, kiedy ktoś cię załatwi
Nie płacz, kiedy ktoś cię załatwi
Pamiętaj, pierwsi będą ostatni pierwsi będą ostatni

Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Jeśli nie zechcesz, to nie uwierzysz

Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Nie zważysz tego, ani nie zmierzysz
Jeśli nie zechcesz, to nie uwierzysz

Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Poznać w końcu prawdę

Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Ja chcę, ja chcę, ja pragnę
Poznać w końcu prawdę


25. WSZYSCY ARTYŚCI TO PSIE KRWIE

(No lyrics available)

Palabras añadidas por czeski21 - Modificar estas palabras