Kazik : 12 Groszy

Rock / Poland
(1997 - SP Records)
Saber más

Las palabras


1. 12 GROSZY

12 groszy, tylko nie płacz proszę
12 groszy w zębach tu przynoszę

Partyzanci Broz-Tity wyzwolili Jugosławię
Bez pomocy Sowietów, awantura na zabawie
Ci z sąsiedniej wsi zaczęli, myśmy skończyli
Rambo 8 w telewizji – patrzcie moi mili
Więc mam wyższe wykształcenie, chociaż studiów nie skończyłem
Jak prezydent Kwaśniewski, Jaskiernia stróż prawości
Okazało się, że pastor King nie był Murzynem
Ani czarnym – on był Afroamerykaninem

12 groszy, tylko nie płacz proszę
12 groszy w zębach tu przynoszę

Jeden grosik dla sierot, nie mają ojca, matki
Staruchy i wariatki, pakuj Bolo manatki
Drugi grosik dla chudzinek, nie jedzą kolacji
Zgredzi leżą pijani, ja pakuję w ubikacji
Trzeci grosik dla żołnierzy na straży Macierzy
Pruszków kontra Wołomin, sędzia od obu bierze
Czwarty grosik dla urzędu, przeca żreć coś musi
Tata podbił oko na rocznicę mamusi

Nie prawica, nie liberał, nawet żaden faszysta
Kowboj CZACZA to normalny komunista
Ameryka też się sypie, to osobny rozdział
Bill Clinton palił trawę, ale się nie zaciągał
Dalej jazda do roboty jebane nieroby!
Toć roboty u nas ni ma, i co ty na to powiesz?
Zabłądziłem po północy na South’cie w Chicago
Miałem serce w przełyku, lecz nic mi się nie stało

12 groszy, tylko nie płacz proszę
12 groszy w zębach tu przynoszę

Piąty grosik dla policji, toć żyjemy bezpieczniej
Wypił litra i stoi – taki to mój podopieczny
Szósty grosik na pomniki tworzących historię
Magdalena gdy popije, robi laskę gdzie byle
Siódmy grosik dla lekarzy, nuż co złego się zdarzy
Kto najlepiej gra na wieśle? Otóż ja gram całkiem nieźle
Ósmy grosik dla księdza, w parafii nędza
W nocnym z alkoholem sprzedaje wredna jędza

Na wycieczce w górach cała klasa katowała wina
Uczeń zły, uczeń dobry; chłopak i dziewczyna
Nauczyciel od wuefu podał pani od polskiego
Film jej się urwał, nie pamięta niczego
Tata 2, Tata Kazika, niedługo przyjdzie pora…
Tata Kazika kontra Hedora
Na kolana chamy, śpiewa Lucjan Pavarotti
Święcicki kopsnął mu parę moich nowych złotych
Na weselach często vomit, ja wam powiem moi mili:
Dobra metoda – wypić rosół przed wszystkimi
Pot śmierdzi spod pach, na sali syf aż strach
Tak bawią się ludzie o złotych zębach
A najlepsza fryzura, jeśli jeszcze nie wiecie:
Krótko z przodu, długo z tyłu i wąsy na przedzie
Scyzoryk, Scyzoryk – tak na mnie wołają
Rogowiecki i Brzozowicz, co się na muzyce znają

12 groszy, tylko nie płacz proszę
12 groszy w zębach tu przynoszę

Dziewiąty grosz stryjowi, nielicho się narobił
Co to za wegetarianin co wpierdala schabowe?
Dziesiąty grosz dla Jadzi, niech se Jadzia wsadzi
Ona ma siłę oraz nie leczoną anginę
Grosz cieciowi, może wpuści do budynku
Szósta noc bezsenna, amfetamina na rynku
Dwunasty grosz dla końców przeznaczam dla ciebie
Kocham cię i tak zostanie, kocham cię moje kochanie

Całe stado nawalone, ale praca wre
Wszyscy jarają szlugi, to jest temat długi
Siostra zbiera aktorów, brat wycina piłkarzy
A ja tylko gołe baby, jeśli gdzieś zauważę
Wpierw „Dezerter”, potem radio, „Muzyczna Jedynka”
Kto się tam pokazuje, tego ja nie szanuję
I festiwal w Sopocie, jaki ochlaj i wyżerka
Ile kasy dać dziadowi o zniszczonych nerkach
Adamu, Adamu, cały czas ma długi
Nowa powieść science-fiction: Jan Paweł 202
„Jak powstają twoje teksty?” – gdy mnie ktoś tak spyta
Zakurwię z laczka i poprawię z kopyta


2. MACIEK, JA TYLKO ŻARTOWAŁEM

Maciek, ja tylko żartowałem
Gdy tobie z sobą iść kazałem
Tam nie było żadnych pieniędzy
Była nędza, nic więcej

Tyle razy o tym myślałem
Maciek, ja tylko żartowałem
Nie, nie, nie zwariowałem
Ani tym bardziej nie oszalałem

Maciek, ja tylko żartowałem

Maciek, ja tylko żartowałem
Nigdy ciebie nie kochałem
Kochałem setki innych facetów
Z tobą to jednak nie to

Kręci się Ziemia wokół Słońca
Dostać można szału z gorąca
Maciek, ja tylko żartowałem
Nigdy z nikim jeszcze nie spałem

Maciek, ja tylko żartowałem

Maciek, ja tylko żartowałem
Gdy o tym opowiadałem
To wszystko nie ma sensu
Nie ma sensu kupować kredensu

Ciągle słucham głosu twojego
Mają cię za mojego narzeczonego
Maciek, ja jeno żartowałem
Gdy tobie z sobą iść kazałem

Maciek, ja tylko żartowałem


3. ZAGUBIŁEM SIĘ W MIEŚCIE 1

Zagubiłem się w mieście
Kawał drogi od domu
Chciałem przejść niezauważony,
Przemknąć po kryjomu
Że nie wiem gdzie jestem, gdy pojąłem wreszcie
Efekt jest taki, że zgubiłem się w mieście
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice. Czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice. Czy ja to ty...


4. MÓJ LOS

Dzielnicowy koło bramy opierdala podkomendnych
Na ulicy fura gazet się wala rozrzuconych
Policja pochowana chleje zamiast pilnować
W takich warunkach dobrze jest dilować
Łeb boję się wychylić, rozumu chęć braku
Tym rejonem władają książęta cracku
Niższy stopniem opierdala innych, mniejszych:
„Nie umiecie rozróżnić przyjezdnych od tutejszych?”
Ulica swoje wie, ulica swoje gada
Ale cicho, niech nie słyszy gromada
Nie ma kasy na kiełbasy, wszystko wzięły tajne służby
Soldateska być, nie lubić podróżnych

Mój los to moje zatracenie
Mój los to moje zatracenie

Patykiem na glebie rysowana długa kreska
Nie wolno jej przekroczyć. Ja tu mieszkam

Bijatyka jedna co dzień, strzały co tydzień
Każdy udaje, że niczego nie widzi
Dla hołoty robota pod kurz i rany
Z góry przykład idzie, jak to robić mamy
Kto ma uszy i ciekawość niech teraz słucha
Na moje niedługo zacznie się zawierucha
I mokry od potu ocieram ryj szmatą
Jedni stoją, drudzy chodzą, inni tylko są
Słychać jak duża mucha nad półkę poleciała
Na obraz jaśnie pana kurwa nasrała

Mój los to moje zatracenie
Mój los to moje zatracenie

Z przetrąconym karkiem w brudnym wyrze leżę
Nie chcę myśleć o niczym, w nic nie wierzę

Kuzynostwo tak samo woli się nie wychylać
Koryto puste już, lecz jeszcze można lizać
Przy niedzieli przy stole, hę, o ja pierdolę
Dlaczego oddaliśmy się tym świniom w niewolę
W kuchni kipi zupa, znów znaleźli trupa
Rozłożył się szybko, taki dzisiaj upał
Miejsce niby jak inne, lecz ludzie tu mieszkają
Ludzie tacy jak ja, inni nie zaglądają

Mój los to moje zatracenie
Mój los to moje zatracenie

Patykiem na glebie rysowana długa kreska
Nie wolno jej przekroczyć. Ja tu mieszkam

Mój los to moje zatracenie
Mój los to moje zatracenie

Żarówa kiwa w oknie się. Niewiele trzeba
By się w samym sobie dać żywcem zagrzebać


5. GDY MAM CO CHCĘ, WTEDY WIĘCEJ CHCĘ

Bądź ze mną przez życie całe
A gdy zechcę to dłużej jeszcze trochę
Gdy w końcu posiądę twoje ciało
Za twoją duszę wezmę się całą
I gdy będę cię miał na własność całą
I znowu się będę miał za mało
Odwrócę się wtedy od ciebie dalej
Aby chwytać nowe ofiary

To jest tak, że gdy mam co chcę
Wtedy więcej chcę
Jeszcze
I ty też, gdy już masz co chcesz
Wtedy więcej chcesz
Jeszcze

Wysiadać z autobusu, gnoje, parobasy!
Nie przyjechaliście tu do nas na wczasy!
Kuuuurwaa!
Cieszysz się, że cię wywalę na kasę, a?
Kiedyś jumałem papierosy z TIRów
Dziś ubezpieczam uczciwych i bandytów
Kuuuurwaa!
Cele stawiam sobie takie, że aż głowa mała

To jest tak, że gdy mam co chcę
Wtedy więcej chcę
Jeszcze
I ty też, gdy już masz co chcesz
Wtedy więcej chcesz
Niż zjesz

Wyścig szczurów. To polega na tym, tego się nie czuje
Że się ciągle i ciągle z innymi porównuje
Ten jest gorszy, ten jest lepszy, ja między nimi
Więc to czuję się lepiej albo gorzej, to zależy
Konkurencja i ambicja bita powoduje
Zeżarłem swoje dzieci
I dobrze się z tym czuję
Tu gdy jestem gorszy, gdy lepszy to wesoły
Do szkoły, chodźmy do szkoły

To jest tak, że gdy mam co chcę
Wtedy więcej chcę
Jeszcze
I ty też, gdy już masz co chcesz
Wtedy więcej chcesz
Jeszcze

To jest tak, że gdy mam co chcę
Wtedy więcej chcę
Jeszcze
I ty też, gdy już masz co chcesz
Wtedy więcej chcesz
Niż zjesz

To jest tak, że gdy mam co chcę
Wtedy więcej chcę
Jeszcze
I ty też, gdy już masz co chcesz
Wtedy więcej chcesz
Niż zjesz

To jest tak, że gdy mam co chcę
Wtedy więcej chcę
Jeszcze
I ty też, gdy już masz co chcesz
Wtedy więcej chcesz
Jeszcze


6. W OBLICZU KOŃCA

Są dni, kiedy uczysz się więcej
Są noce, kiedy rozumiesz lepiej
Jest czas, kiedy widzisz wszystko
Gdy boisz się: „To już blisko”

Są chwile, kiedy wiesz więcej
Są chwile, gdy widzisz lepiej
Są chwile, kiedy wiesz wszystko
Co tracisz i co zyskasz

Witaj tak, jakbyś pierwszy raz witał
Żegnaj tak, jakbyś widzieć już nie miał
Żyj życie, jakbyś miał już nazajutrz
Ze śmiercią twarzą w twarz stanąć

Są chwile, kiedy wiesz więcej
Są chwile, gdy widzisz lepiej
Są chwile, kiedy wiesz wszystko
Co tracisz i co zyskasz

Witaj tak, jakbyś pierwszy raz witał
Żegnaj tak, jakbyś widzieć już nie miał
Żyj życie, jakbyś miał już nazajutrz
Ze śmiercią twarzą w twarz stanąć

Bo...
Są chwile, kiedy wiesz więcej
Są chwile, gdy widzisz lepiej
Są chwile, kiedy wiesz wszystko
Co tracisz i co zyskasz


7. SZTOS

Podaj mi dłoń, podaj mi rękę
Chcę znów pojechać na drugą czasu pętlę
Jeszcze raz przeżyć to co się przeżyło
Choć wszystkim wokół lat już przybyło
Trzeba być gorszym, by potem stać się lepszym
Trzeba być głupim, by móc stać się mądrzejszym
Można jawnie i można kochać skrycie
Na szalę rzuciliśmy dzisiaj swoje życie

By czuć upadek, z wysoka spaść trzeba
Być na dnie, by móc sięgnąć nieba
Tu nie ma sensu na czworo dzielić włos
Na sztos rzuciliśmy swój życia los, życia los

Wpierw trzeba odejść, żeby móc powrócić
Trzeba nic nie mieć, by chcieć swój los odwrócić
Kto raz oszukał, kto raz choć był uczciwy
Na sztos rzuciliśmy swój życia los, ludzie żywi

Podaj mi rękę, opowiem ci piosenkę
Chcę kochać ciebie z każdym dniem więcej
Na sztos rzuciłem dla ciebie życia los
Na sztos rzuciliśmy swój życia los, życia los


8. SPOWIEDŹ ŚWIĘTA

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus
Ostatnio u spowiedzi byłem
Trochę dawno, grzechów nie zataiłem
Pokutę odprawiłem psze księdza z nami
Obraziłem Boga grzechami

To przesrane! Tak ściana w ścianę
Jak favela jebana niepowiększana
W siedem osób:
Ojciec, matka, siostra, mąż, dziecko, ja, babka
Telewizja od rana, co by nie pokazywali
Film, sejm, owce na hali
Gdzieś tam na Podhalu
Dziennik przede wszystkim
W norze tej jest najważniejszy
Babka głucha, głową wywija
Z telewizją ryczy Radio Maryja
Szału można dostać w takim momencie
Dziecko jeszcze ryczy wszędzie
Trwa atmosfera. Mąż siostry się rozbiera
Do wyra ją ciągnie, teraz go przypiera
Ojciec budzi się znad gazety
Patrzy źle po terenie planety
Małp. Matka na to czeka
Uniósł łeb – zupę mu podtyka
Gdy żre, nie gada. Jest ciszej
Zaciskam pięści, nie chcę nic słyszeć
Ale chuj. A do tego wszystkiego
Słychać łeb żony sąsiada tłuczonej przez niego
Równo w ściany sąsiadujące
Dzielnicowy ma to w dupie, trwa to miesiące
Radio ciszej mówi, więc babka podgłaśnia
Radio ryczy, ojciec Rydzyk wyjaśnia

On wyjaśnia życie, radio gra głośniej
Jęczy siostra, płacze dziecko donośnie
Nie słychać, co mówią w telewizji
„Głośniej telewizor” ojciec krzyczy
Zeżarł zupę. Więcej nie dostanie
Zaczyna komentarz gazety czytania:
„Skurwysyny, ja bym ich zajebał
Gdybym rewolwer tylko miał”
Mąż siostry nie kończy wtedy co swoje
Złazi z niej by się kłócić z ojcem

Stoi bez gaci i kłóci się z ojcem
Mąż mojej siostry jest prawicowcem
Nad łóżkiem swoim, prawda jest taka
Powiesił zdjęcie Zygmunta Wrzodaka
Ojciec za komuny do partii należał
Wierny jej pozostał
Kłócą się. Syf dookoła
A okna zamknięte by nie przywiać dziecka
Siedzę w kącie. Sięgam do kieszeni
Dwie kreski zdobyć przestrzeni
Rozsypuję. Chwila nieuwagi
Matka szmatą przetarła myśląc że to ślad mąki
Gorzej się robi. Oni się kłócą
Po ryjach chyba zaraz sobie dadzą
W dzienniku – wiadomości sportowe
Cisza na chwilę. Tam maski gazowe
Gady piorą się z kibolami
Ranni, zabici, z obrażeniami
Prognoza pogody, Grażyna Padee
Reklamowy syfilis między rzeczy te
Koniec ciszy, koniec ze szczętem
Szwagier krzyczy, że Kwaśniewski jest żydowskim agentem
Ojciec nie wytrzymuje, w twarz mu pluje
Nic tu się dzisiaj nie uratuje
Szamotanie, z telewizji muzyka
Zagłuszają głos radia Rydzyka
Babka podgłaśnia, apokaliptyka

Obraz rodziny, a z nim muzyka
Chętnie bym ich widział na marach
Daj pokutę, niech minie mnie kara
Nie wiem, ale chyba czuję
Że nie za wszystkie grzechy swoje żałuję


9. O, KUCHWA

Kiedy dodać wszystkie liczby z ruletki
Suma daje trzy szóstki
Czy jest to sprawa Szatana?
Czy tylko przypadek, psze pana
Sędzia Gradzik z koleżankami:
„My nie chcemy zadzierać z Chinami”
Wydał dwoje ludzi na pastwę tyranii
Ciekawe, jak sypia nocami
Tyle myśli po głowie się tłucze
Może w życiu się jeszcze czegoś nauczę
Czego nie zobaczę, tego nie pojmę
Dni gniewne czy dni niespokojne

O, kurwa!

Aby dzieci biskupów nie mogły dziedziczyć
Zabroniono tym biskupom się żenić
Nie ma słowa w Biblii o celibacie
Znacie się, czy się nie znacie?
To co gadam, taa, może nic nie znaczy
Każdy człowiek myśli inaczej
Są różne odcienie szarości
Od czerni do białości

O jeju!

Profesór doktór Wiktór z Krakowa
Zaczynamy kawalerkę od nowa
Chcemy być tacy, jak chłopcy z ferajny
Zajebisty film, fajny
Tyle głupot po bani się tłucze
W życiu się ciągle uczę i uczę i uczę
I różne są odcienie szarości
Od czerni do białości

O rety!


10. PRZESŁUCHIWAŁEM CAŁĄ NOC

Przesłuchiwałem całą noc
Jestem zmęczony. Daj mi koc
I nakryj mnie, gdybym rozgrzebał się
Zacząłem przecież jeszcze w dzień

Przesłuchiwałem całą noc
Także zdobyłem informacji moc
Moje dwie ręce obolałe mam
Przesłuchiwałem przecież sam

Kiedy już to skończyłem...
Do ciebie prędko tu wróciłem
O tobie myślałem całą drogę
Bez ciebie żyć nie mogę

Przesłuchiwałem całą noc
Jestem zmęczony. Daj mi koc
A gdybym śpiąc przez sen krzyczał coś
Nie słuchaj tego, to nic przyjemnego


11. ZAGUBIŁEM SIĘ W MIEŚCIE 2

Polazłem w rejony, gdzie nikt o zdrowych zmysłach
Nie chodzi nocą, ani nawet za dnia
Nie ma co panikować, trzeba pomyśleć o tym
By najprędzej jak się da znaleźć drogę z powrotem

Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice. Czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice. Czy ja to ty...


12. INWAZJA WARANÓW

Rafałku przyniosłem ci kanapki!...
Ratunku!...
Proszę opuścić teren zagrożony!
Ratunku!...
Alarm!

Szedłem sobie ulicą daleko od domu
Przed chwilą przeca wysiadłem z wagonu
Na wystawie sklepu z telewizorami
Obraz nietypowy zawładnął ekranami
Co się dzieje? Stało się coś ważnego!
Przerwać przemówienie senatora republikańskiego?

Alarm!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!

Panika. A dostrzeżono ją po tym
Na miernikach zmalały poziomy głupoty
Czy ojczyzna wolności nie ma przyszłości?
Niemożność zrozumienia każdego złości
Są już liczne ofiary. Oficer rozszarpany
Regulamin jego święty – dwadzieścia cztery rany

Alarm!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!

Poprzednie zniszczenia dokonane przez mniejszości
To jakiś absurd w stosunku do całości
Płoną budowle reprezentacyjne
Puste centra finansowe opuszczane seryjnie
Gdzie uciekać, nie, nie, nie, nie, nie ma dokąd!
Na pomoc też nie można liczyć znikąd!

Alarm!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!
Nie ma co tu stać, bo gdy się wali okolica
Uciekam przed siebie po szerokich ulicach
Na których dziś pierwszy raz nie ma korków
Wszyscy uciekli ze swoich samochodów
Sklepy opuszczone zapraszają złodziei
Ale tym razem nikt się wejść nie ośmieli

Alarm!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!

Jeszcze żywy kaznodzieja mówi, że to kara boża
Sąd Ostatni, od morza do morza
W pogoni za pieniądzem w totalnej skali
Ludzie o sobie pozapominali
Na co teraz te majątki, te domy złote?
Wywloką wszystko na ulicę z powrotem
Gdzie kundle to zeżrą, a potem wysrają
Ot, i całą zabawę mają
Model człowieka nowoczesnego
Gdy co do czego przyszło, poszedł na dno
Gdzie się teraz podzieją? Może w swoich samochodach
Które są deptane na okolicznych drogach
Jest za późno, za późno na żale i łzy
Mogłeś pomyśleć wcześniej o tym

Alarm!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!

Cztery minuty na opuszczenie terenu!

Chcieć mieć więcej i chcieć jeść więcej
Pieniądze na życie, czy życie dla pieniędzy?
Ktoś coś mówił i z rozpaczy wył
Uznany niegroźnym świrem tylko był
Wyścig do krańca kuli. To brzuszek rozpruli
Wyścig nieudany do krańca kuli

Alarm!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!

Ale wracam do siebie. Chcę się w kiblu schować
Zapomniałem, że kazali je onegdaj pozamykać
Więc ofiary potencjalne widać jak na dłoni
Ofiarę taką waran łatwo dogoni
To jest coś jak z potopem. Teraz nie ma możliwości
Aby się opamiętać. Był czas w przeszłości

Alarm!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!

Tylko pech mój taki, że i ja tu jestem
Parę razy się nad tym zastanawiałem
Wydawało mi się, że widzę wszystko dokładnie
A mimo to goniłem jak ten chart na arenie
Gdzie nadzieja w tratowanym wyścigu szczurów?
Rozpoczęła się Inwazja waranów!

To koniec!
Na terenie całych Stanów rozpoczęła się
Inwazja waranów!

Jedna minuta!...
Zero minut!


13. JAK BARDZO MOŻESZ ZMIENIĆ SIĘ BY ZMIENIĆ SWĄ MUZYKĘ

Czy jesteś w stanie zmienić kolor swoich włosów?
Czy możesz nosić ubiór, który w sumie jest ci obcy?
I czy będąc w sumie urodzonym facetem
Zachowywać się tak, by wyglądać jak kobieta?

Jak bardzo możesz zmienić się by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo możesz zmienić się by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo?
Jak bardzo?

Czy jesteś zdolny mizdrzyć się do ślepia kamery
I odpowiadać na to samo pytanie razy cztery
I nic nie będziesz widział w tym fakcie złego
Że się prześpisz z dupą z koncernu płytowego

Jak bardzo możesz zmienić się by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo możesz zmienić się by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo?
Jak bardzo?

I czy nie zrobi ci różnicy, gdy wyrzucisz z zespołu
Najlepszego przyjaciela z którym byłeś od początku
Tylko właśnie dlatego, że ktoś powiedział słowo
Że na zdjęciach w gazecie wygląda niewyjściowo

Jak bardzo możesz zmienić się by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo możesz zmienić się by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo?
Jak bardzo?

I czy jesteś w stanie zacząć myśleć w pewnym punkcie
O sobie jako bardzo dobrym, drogim produkcie
Jak bardzo skurwisz się, by sprzedać swą muzykę?
Jak mocno słuchasz tych, których nie powinieneś?

Jak bardzo skurwisz się, by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo skurwisz się, by sprzedać swą muzykę?
Jak bardzo?
Jak bardzo?


14. L.O.V.E

Świat co mnie otacza przestał mieć znaczenie
Odkąd ciebie poznałem, utraciły na ważności
Rzeczy traktowane jako wielkiej wartości
Niech nazywa kto chce to objawienie
To jest tak: ktoś jest dzieckiem, potem rośnie
Coraz więcej się uczy, coraz więcej poznaje
Są chwile kiedy myśli, że posiadł mądrości
Żadna szkoła nie nauczy miłości
Smutek atakuje potem radość bez sensu
„Proszę, niech mama się odsunie od kredensu”
Raz czuję się młody, znów czuję się stary
Na taki stan nie mam wiary
Wtedy szybko się pojmuje, co znaczy tęsknić
I radość z okazji z kimś kogo kochasz być
Nogi same niosą do słońca
Nie myśli, że można się popalić od gorąca
Wtedy tracą na znaczeniu rzeczy w które się wierzy
Tylko na jednym życiu ci zależy
No bo miarą życie zaczyna być mierzone
Tak właśnie. To pojęcia to trudne
Można czuć, że ten stan wszechogarniający
Jest uczuciem bycia wszystkowiedzącym
Albo odwrotnie. Jest się głupim
Dużym albo małym, słabym lub silnym

Gdy cię widzę, cały świat przestaje istnieć
Gdy cię nie ma, nie mogę przestać o tobie myśleć

Te zdarzenia premierowe mają też to do siebie
Że wydaje, że się wie jak jest w niebie
A niebo tak naprawdę to tylko chmury
Na powaga tak, czy to żart ponury
Naprawdę człowiek w coś musi wierzyć i chce
Nawet wtedy, gdy zaklina się i mówi że nie
A fakty są takie: Bóg istnieje
Do księgi żywota nie wszystkich zapisuje
Gdyby było inaczej, to by było przejebane
Żyć w tym psychiatryku bez nadziei nad ranem
We dnie i w nocy. I nie ma innych zbawców
Choć religia mamony też ma wielu wyznawców
To była dygresja, wracając do sedna
Tak na całość, taka chwila jest jedna
Krótsza, dłuższa i inne są zdania
Że jest ich więcej lub że wcale ich nie ma

Gdy cię widzę, cały świat przestaje istnieć
Gdy cię nie ma, nie mogę przestać o tobie myśleć
Gdy cię widzę, cały świat przestaje istnieć
Gdy cię nie ma, nie mogę przestać o tobie myśleć

Teraz konkret. Podajesz bagaż mój z wagonu
Jestem szczęśliwy, że cię będę miał tu
Później bagaż podaję, gdy wsiadasz do wagonu
Załamka kompletna, wszystko bez sensu, na pewno pamiętasz
Mamy to szczęście. Ja mam ciebie jak i ty masz mnie
Ot, i całe moje zdanie o tym
Celebruj to, czego chcesz być dumnym

Gdy cię widzę, cały świat przestaje istnieć
Gdy cię nie ma, nie mogę przestać o tobie myśleć


15. NIE MAM NOGI

Nie mam nogi. Pożarli ją moi współtowarzysze
Jeszcze ich mlaskanie słyszę
Wyszliśmy w góry jeszcze za dni ciepłych
Dopadła nas zima zaskoczonych
Zjedliśmy wszystko co zjeść się dało
Nic nie zostało
Widoki na przyszłość są raczej nieciekawe
Zachciało się nam iść na wyprawę

Hej hej hej, hej hej hej
Inni mają jeszcze gorzej
Hej hej hej, hej hej hej
Inni mają jeszcze gorzej

Zawieja nie ustąpi, jest wręcz coraz większa
Co rusz nasza sytuacja gorsza
Tak losować będziemy kto kogo zje
Czekając, aż ratunek nadejdzie
Los padł na mnie, wtedy się opamiętałem
Zaoponowałem
Towarzysze napierali, w końcu za wygraną dali
Usiedli osowiali

Hej hej hej, hej hej hej
Inni mają jeszcze gorzej
Hej hej hej, hej hej hej
Inni mają jeszcze gorzej
Hej hej hej, hej hej hej
Ale nie da ukryć się, że są tacy, którym jest lepiej

Minął dzień i drugi. My krańcowo bezsilni
Nie mają siły na mnie być źli
W końcu nie wytrzymali i nocy pewnej
Doczołgali do mnie się bliżej
Wyszła na jaw prawda, którą chciałem ukryć
Tej hańby nie da się zmyć
Przestałem o nich myśleć, taką naturę mam
Po prawdzie swoją nogę zjadłem sam

Hej hej hej, hej hej hej
Inni mają jeszcze gorzej
Hej hej hej, hej hej hej
Inni mają jeszcze gorzej
Hej hej hej, hej hej hej
Ale nie da ukryć się, że są tacy, którym jest lepiej
Hej hej hej, hej hej hej
Nie da ukryć się, że są tacy, którym jest lepiej
Ale nie da ukryć się, że są tacy, którym jest lepiej


16. NIE MA TOWARU W MIEŚCIE

Chodzę i szukam, szukam i chodzę
Szperam w szafach, patrzę po podłodze
Idę do Andrzeja, czy coś się zmieniło w wreszcie?
Makabra!
Chcecie wierzcie lub nie wierzcie

Nie ma towaru w mieście

Jedni mówią, że jest to efekt wojny
Poci mi się kark, jestem wielce niespokojny
Inni znów mówią, iż to jest efekt ceny podbijania
Wszędzie wydzwaniam, węszę po mieście

Nie ma towaru w mieście

Starzy handlarze sprzedają ludziom jakieś gówno
Ci biorą to świadomi, że są waleni równo
Jak chcecie to bierzcie, jak chcecie to nie bierzcie
Paranoja!

Nie ma towaru w mieście

Kto się przyzwyczaił temu trudno jest się odzwyczaić
Psie krwie bez sumienia ludzi samych sobie tak zostawić
Coraz to fałszywy alarm ktoś widział więc się śpieszcie
Wałach!

Nie ma towaru w mieście

Słońce zachodzi, kolejna noc nadchodzi
Idę spać, a to, do kurwy nędzy, nie o to przecież chodzi
Telefon dzwoni koniec męczarni nareszcie
Biegnę, dzwoni ktoś inny, chcecie wierzcie lub nie wierzcie

Nie ma towaru w mieście


17. IDĘ TAM GDZIE IDĘ

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole

Gdy jestem w chacie, to się nie szwendam
Trzeba wiedzieć jednak, że często wyjeżdżam
I są miejsca zajebiste, i takie gdzie kiła
To znaczy syf. O tym mówiłem
Ciepły fluid inaczej, pozytywna wibracja
Górne rejony, nie kolejna męki stacja
Wolę towarzystwo, w którym mogę korzystać
A nie takie, w którym ciągle ktoś chce mi coś zabrać
Bo lepiej na swej drodze spotkać kogoś mądrego
Niż dać się wysysać przez innego, głupiego
Przecież to co mówię jest proste jak drut
Nic do dodania poza tym co napisane
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole

Debil nie wie że jest debil, a mądry to wie
Pozorne, pozorne zaprzeczenie to jest
Niezgłębione są pokłady ludzkiej niekumacji
Większość ma rację w takiej sytuacji
„Ja zawsze z młodzieżą” mówi Mirek Szatkowski
Mirek Szatkowski, najlepszy wokal Polski
Jakiej nazwy używać, partyzant czy guerilla
Na basówie łoi Oil Desiquilla

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole

Mam często już wrażenie, że mnie czas pogania
Napisano, że się nie zna godziny ani dnia
Dlatego, myślę, ważne jest by czasu nie tracić
Za pierdoły w końcu kiedyś trzeba będzie zapłacić
Kiedyś budzi mnie konduktor w pociągu nieczystym
„Pan idzie, bo kolega pański szarpie maszynistę”
Nawet nie wiesz, ile rzeczy może w tobie się chować
Okazuje, że można się jednak odblokować
Kocham robić to co robię, nic innego nie umiem
Polityki nie kumam, filozofii nie rozumiem
I nie chcę, żebyś myślał dokładnie jak ja
Mówię tylko, co sam myślę. Chwalmy Pana!

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole

Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie idę
Idę tam gdzie lubię, nie idę gdzie nie lubię
Idę tam gdzie idę, nie idę gdzie nie
Idę, lubię, lubię, idę, ole


18. ZAGUBIŁEM SIĘ W MIEŚCIE 3

Nie ma nic znajomego, co by wrócić po śladach
A boję się zapytać stojących na rogach
I tak budzę zdziwienie na twarzach zewsząd
Niemal wypisane mam na czole, że nie jestem stąd

Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice. Czy ja to ty?
Zagubiłem się w mieście po raz kolejny
Pomyliłem ulice. Czy ja to ty…


19. I'VE GOT A FEELING INSIDE OF ME

I've got a feeling inside of me
It's kinda strange, like a stormy sea
I don't know why, I don't know why
I guess these things have gotta be

I got a new rose, I got her good
I guess these things is understood
I don't know why, I don't know why
I guess the things have gotta be

I've got a feeling inside of me
It's kinda strange, like a stormy sea
I don't know why, I don't know why
I guess the things have gotta be

I got a new rose, I got her good
I guess these things is understood
I don't know why, I got her good
I guess these things is understood

La, la, la-la...

Palabras añadidas por czeski21 - Modificar estas palabras